Wiem, że troszkę Was ostatnio zaniedbuję, ale obiecuję, że już się poprawiam i częściej będę tu zaglądać.
Na moje urodziny, czyli już ponad miesiąc temu, dziadek zafundował mi piękne buciki. Czarne, na koturnie, wysokie, ale bardzo wygodne. Bardzo przyjemnie mi się w nich chodziło. Otóż to, chodziło, w czasie przeszłym. Buty rozlazły się już drugiego dnia noszenia. Zaniosłam je na reklamacje. Czekałam ponad dwa tygodnie, aż wrócą. Odebrałam, założyłam i ... Byłam po prostu wściekła, bo znów się rozlazły w tym samym miejscu, po godzinie chodzenia. Kolejne dwa tygodnie na reklamacji. W czwartek, do odbioru butów wzięłam ze sobą obstawę w postaci mojego dziadka, z którego "buciany" specjalista, że ula la. Dziadek wziął do ręki but i ... podeszwa niemalże została mu w ręku, a but odpadł. No szlak mnie trafił. Już chyba nie muszę nawet mówić, że ich nie odebrałam. Tym razem zażądałam zwrotu gotówki. Ale czekać będę musiała pewnie kolejne dwa tygodnie. Można wścieklizny dostać.
U mnie na podwórku widać już wiosnę. Dzisiaj było tak cieplutko, słonko grzało, lód się porozpuszczał, a energia powoli wraca do mnie i powstają nowe "dzieła".
Na pierwszy ogień pójdzie mój dzisiejszy twór, a mianowicie bransoletka i kolczyki. Ale nie byle jakie, bo apetyczne - babeczkowe. A to wszystko za sprawą zamówienia na dwie pary sztyftów, takich samych jak wam kiedyś pokazywałam. Kto nie pamięta to nie szkodzi, bo zrobiłam zdjęcia :)
Oto i one. I tak w transie plecenia babeczek zrobiłam babeczkę charmsa i tak mnie natchnęło, że fajna by była cała bransoletka, a jak bransoletka to i kolczyki do kompletu. Tak więc powstało to:
I jak się Wam "podobują" ? Może ma ktoś ochotę na babeczkę ?