Nareszcie się doczekałam babcinej Victorii i muszę przyznać, że działa rewelacyjnie. Chociaż jest starsza i mniej wyględna niż ch....na Pixie to szyje mi się nią dużo lepiej. No ba, ona po prostu szyje, tfu, tfu, żeby nie zapeszyć, ale nie pętelkuje, nie zrywa nici, łatwiej się zmienia nici w bębenku, po prostu cudo. A po przejściach z Pixie już nieco wiem co i jak i dużo szybciej się wprawiłam w obsłudze.
I tak oto z kilku próbek materiałów (co prawda materiałów przeznaczonych na sofy i kanapy) wyszła kosmetyczka, która od razu znalazła mieszkanko w torbie mojej siostry. To było coś w stylu : Jest moja i już :)