Swoją przygodę z sekretnikami zaczynałam od notesików bardzo mrocznych, w wampirycznym stylu. Stare księgi, demony i tajemnice zawsze mnie do siebie przyciągały, niczym magnes. To się nie zmieniło i pewnie zostanie mi już tak na zawsze ;)
Postanowiłam co jakiś czas wrócić do tego stylu w sekretnikach.
W moich pierwszych notatniczkach korzystałam ze starych książek, które gdzieś tam zalegały w domu, a wiadomo było ze nikt już nigdy ich nie przeczyta, że względu na ich stan i zawartość. Dzisiaj to rozwiązanie nie wydaje mi się odpowiednie. Po pierwsze dlatego, że żal mi niszczyć jakąkolwiek, a po drugie kartki z książek są już zapisane. By uzyskać odpowiednie kartki musiałabym je kupić lub sama zrobić. Więc zabrałam się do roboty. Zaparzyłam naprawdę mocną kawę, pół do kubeczka dla mnie, reszta do foremki aluminiowej na ciasto. Ku mojemu przerażeniu już po chwili cały blat kuchenny pokrył się kawą. Po ogarnięciu sytuacji i oględzinach formy, znalazłam w niej dziury po nożu. Bynajmniej nie był to sabotaż, a jedynie wysokie poważanie dla moich próśb o nie krojenie ciasta w formie. Drugie podejście udało się bez niespodzianek i zostało już tylko suszenie. Suszenie studwudziestu kartek po kolei nie bardzo mi się uśmiechało, ale i na to znalazł się sposób. Dorobiłam jeszcze kilka maleńkich kopert i stronę ze skrzydełkami składanymi do środka.
Składanie tego w całość było już przyjemnością. Na okładkę powędrowała mięciutka czarna skóra. Zamiast wiązania dałam koronkę uwieńczoną kluczem z kryształkiem Swarovskiego. Jak Wam się podoba?